Autor: A.Mason | środa, 02 stycznia 2008 - 21:49
Kategoria: Publicystyka

No i na koniec roku, jak zwykle polazłem do księgarni. Hmm… Źle… Powinienem napisać – jak zwykle poszedłem do księgarni, a było to na koniec roku. Niby różnica niewielka, ale przynajmniej żaden wprawny czytelnik mojego bloga nie zarzuci mi, że chodzę do księgarni tylko na koniec roku.

Chociaż wziąwszy pod uwagę tempo, w jakim od jakiegoś czasu czytuję książki, wcale nie byłoby nierozsądnym skakać do sprzedajni książek tylko raz w roku.

No, ale cóż, poszedłem do tej lubelskiej księgarni… dziwne, ale ciekawe rzeczy przytrafiają mi się tylko w lubelskich księgarniach. Fatum jakie, czy co?

No więc nie napiszę już, że poszedłem do księgarni, bo bym się powtórzył, a tu przecież nie o wierszówkę chodzi, tylko o to, żeby czytelnik miał co czytać.

Przejdę kawałek dalej i dojdę do tego, że doszedłszy do kasy położyłem wybrane przeze mnie książki na ladzie. Oczywiście, po to, żeby je kupić, bo książek z reguły nie sprzedaję, co najwyżej oddaję za freeko potrzebującym.

Położyłem na ladzie i jak zwykle zapytałem… Od dziesięciu lat co poszedłem do księgarni pytałem, bo nie miałem, a zależało mi, żeby mieć. Tylko że w księgarni nigdy nie mieli, a jak mieli, to ja nie miałem… pieniędzy.

To zapytałem:

– A „Ferdydurke” mają oni?

A oni… właściwie to były one… w liczbie jeden:

– Chwileczkę, sprawdzę.

I zaczęła sprawdzać.

„Ha!” zaśmiałem się w duszy, bo mnie się śmieszno zrobiło. Nigdy nie mieli, nawet jak sprawdzali.

– Proszę – powiedziała księgarnia (to ta pani, co sprzedaje w księgarni, jakby kto nie znał podstaw polskiego).

Księgarnia powiedziała „proszę”, Ferdydurke zaległa na ladzie, a mnie zatkało.

Mina mnie zrzedła, a pani księgarnia niezrażona kontynuowała:

– Sukces byłego ministra Giertycha.

No i faktycznie, dziesięć lat nie było, a teraz Roman mi załatwił, że było. Wystarczyło książkę wypieprzyć z kanonu lektur szkolnych, a już ludzie znów zaczynają ją czytać z przyjemnością, a nie ze szkolnym przymusem. A jak wiadomo, popyt czyni podaż, więc książkę bez problemu można dorwać już na półkach.

Nawet po tym, jak ustąpił ze stanowiska, trzeba przyznać, że nie bez kozery zawsze prezesa LPRu lubiłem.

Hmmm, a wiecie, że to nie byłby wcale zły pomysł, żeby tak wypatroszyć cały kanon lektur szkolnych i zamienić go innymi? Ludziska zaczęli by znowu czytać klasykę, co to wszyscy ją znają, a nie czytają… I tak co jakiś czas nowe lektury do kanonu, a stare do czytania ludziom…

Tylko o co ja teraz mam pytać w księgarniach?…

…Może o Gałczyńskiego?

 

 

 

 

Komentarze są własnością ich autorów.
Nie ponosimy odpowiedzialności za ich treść.
W przypadku zauważenia jakiegoś uchybienia,
prosimy o kontakt z administratorami strony.
Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał RSS 2.0.
Możesz przeskoczyć na koniec strony i napisać odpowiedź.

Odpowiedz