No i nie da się nie pochwalić. I to nawet w dwójnasób. Pochwalić muszę się i kogoś… Zaczniemy oczywiście od pochwalenia samego siebie, no bo co kurcze, inni mogą zaczekać, a ja nie słynę z cierpliwości… Z upierdliwości tak, ale z cierpliwości to na pewno nie.
No to jak, mam się chwalić, czy nie? Nie, to nie. Nie chcecie, to nie czytajcie. I tak wiecie, że nie wytrzymam i pochwalę się, a co!
Swego czasu na forum Fahrenheita rozgorzała bardzo burzliwa dyskusja na temat tego, czy Lema powinno się czytać. Zaczęło się od tego, że Emil ’Rheged’ Strzeszewski nieopatrznie przyznał się, że Lema nie czytał i nie przeczyta. No to ja kułakiem go w brzuch, żeby nie heretykował. Delikatny byłem… Naprawdę! Ale pech chciał, że jak to nawet w najlepszych forumach bywa, doszło do wirtualnego ukamienowania. Nawrzucano Rhegedowi do ogródka nie tylko kamieni, ale cegłówek. Znalazł się też jeden Gal, co to obeliskiem chciał mu przyp… przepraszam, przywalić. Na szczęście chybił i naczelny Creatio Fantastica przeżył. Pozbierał zęby z ziemi, bo dentyści w dzisiejszych czasach drogo się cenią. Zęby pod poduszkę wsadził, żeby mu się w nocy w pieniądze zmieniły na tego dentystę, ale jakoś go to do Lema nie przekonało.
Jak mi o tym powiedział na gg, to w pierwszej chwili złapałem za obelisk, co to leżał porzucony, ale jakoś no… trochę słabowity się okazałem i nie zdzierżyłem. Dobrze, że sobie tego kamyczka na nogę nie upuściłem. Co prawda trudno upuścić coś, czego się nie podniosło, ale… Z braku odpowiednich kamieni pod ręką, trzeba było zacząć Rhegedowi tłumaczyć, że Lem jest git. Wyciągnąłem największego kalibru działa i wyjaśniłem Emilowi, że u Lema nie tylko fantastyka, ale też humor, filozofia, kryminał a nawet miłość jest. Tak! wiem, trochę naciągnąłem fakty w tym ostatnim, ale dupę Clooneya w Solaris można było przecież oglądnąć, co niezbicie dowodzi faktu.
Myślicie, że to podziałało? A skąd! Twardogłowiec dalej okazał się oporny na przyswojenie aksjomatów. Ręce mi opadły i postanowiłem się obwiesić. Ale jako że zbliżał się nowy numer Fahrenheita, to musiałem się odrobinkę wstrzymać z przedsięwzięciem wywyższenia na stołek pod lampą i sznurkiem. Skoro już F trzeba mi było powiesić, to głupio, żebyśmy wisieli obaj. Postanowiłem napisać felieton pożegnalny, gdzie wyżaliłem się, dlaczego Lema młodzież nie chce w ogóle czytać.
I wiecie co? Zadziałało! Tadam! Rheged wziął się do czytania! A dowodem tego jest dział "Dyskusja" ostatniego, 9 numeru Creatio Fantastica, poświęcony tylko i wyłącznie tematowi Lema.
Cztery teksty, a w jednym z nich wspomnienie o mnie: "pojawił się człowiek, któremu w końcu udało się mnie podejść tak, że mimo „fobii antylemowskiej" poszedłem do sąsiada i zabrałem mu bez pytania Solaris. Ściśle rzecz biorąc, osobą tą był Mason z Fahrenheita…". Łezka się w oku kręci. Jest tego tam o mnie parę zdań więcej, ale nie będę odbierał wam przyjemności czytania, poza tym nie mogę się aż tak bezczelnie chwalić, żeby cytować cały akapit. Sam tekst może nie jest idealny, no, ale wspomina o mnie! Poza tym są tam, w Creatio, jeszcze dwa dłuższe eseje: Jacka Soboty i Sławomira Spasiewicza, stanowiące próbę analizy i interpretacji części twórczości Lema, oraz jeden króciutki felieton Andrzeja Miszczaka. Można czytać.
To miłe dowiedzieć, że było inspiracją dobrego przedsięwzięcia (to jest ta pochwała innych, o której wspominałem na początku, jakbyście nie zauwazli).
I niech mi teraz ktoś powie, że moje marudzenie nie przynosi żadnych efektów!
I niech mi nikt nie mówi, że to tylko dlatego, że ludzie chcą mieć mnie z głowy!
Tylko dlaczego Rheged jeszcze nie wie, że Fahrenheit jest teraz pod adresem www.fahrenheit.net.pl a nie eisp?